W najbliższy weekend RW2010.pl rusza z promocyjna akcją "Ebook na weekend". Czytaj wywiad i sprawdź jakiego ebooka kupisz za połowę cenę.
Nie lubię
fantastyki
Rozmowa z
Dawidem Juraszkiem
Dawid Juraszek |
Dlaczego nie lubisz fantastyki?
Nie lubię fantastyki? Skąd ten pomysł?
Taki jest tytuł wywiadu.
Chyba, że tak! [śmiech] Rzeczywiście dziś już
nie lubię fantastyki tak, jak lubiłem ją kiedyś. Był nawet taki okres, że nie
wyobrażałem sobie, jak można pisać i czytać coś innego, niż fantastykę –
wszystko byłoby przecież zbyt dosłowne, zbyt wprost… Dzisiaj nie można
powiedzieć, że nie lubię fantastyki, ale na pewno nie jest dla mnie tak ważna,
jak kiedyś.
A jednak dużo jej zawdzięczasz.
To oczywista oczywistość. Wszystkie moje dotąd
opublikowane teksty prozatorskie mają coś wspólnego z fantastyką, czasem bardzo
wiele. Wszystkie ukazały się w pismach i antologiach fantastycznych. Ale jakoś
nie czuję się autorem-fantastą. Ot, choćby z fantastyką wspólnego nie ma nic
zdecydowana większość moich tekstów publicystycznych. Od lat też fantastyki
praktycznie nie czytam. Mówiąc górnolotnie, moja pisarska świadomość
kształtowała się w zetknięciu ze środowiskiem fantastycznym, ale potem
powędrowała w swoją stronę.
Mówisz „środowisko fantastyczne”. A co
z fantastycznym gettem?
Nie wiem. Swego czasu dużo było na ten temat
dyskusji, śledziłem je, brałem w nich udział, ale dziś nie pamiętam już zbyt
dobrze, za czym tam orędowałem, i szczerze mówiąc nie bardzo mnie to zajmuje.
Zresztą chyba nie tylko mnie. To przebrzmiały temat.
O jakim nieprzebrzmiałym temacie możemy
zatem porozmawiać?
Czyżbym miał sam wymyślać pytania do wywiadu?
[śmiech] Serio, to nie miałbym nic przeciwko, żeby zamienić parę słów na temat
„Drapieżcy”…
Ach, ten e-book o Cairenie wydany
niedawno przez wydawnictwo RW2010!
Otóż to.
Jak wymawiać imię głównego bohatera?
Nie pierwszy raz słyszę to pytanie… Przez „c”,
nie „k”. Od razu też może wyklaruję, jak wymawiać imię drugiego mojego bohatera
literackiego, Xiao Longa…
To za chwilę. Jak to więc z tym
Cairenem było?
Znaczy co?
Jak powstał?
Mmmm… Dawno, dawno temu Robert J. Szmidt, były
rednacz byłego miesięcznika Science Fiction, Fantasy i Horror, ogłosił konkurs
na opowiadania nawiązujące kreatywnie do postaci Conana Barbarzyńcy, ja bardzo
chciałem w tym konkursie zaistnieć, a żeby się wyróżnić, wykorzystałem swoje
dalekowschodnie doświadczenia do stworzenia możliwie oryginalnego świata. I voila!
Jak zachęciłbyś czytelników, którzy
nigdy się z Cairenem nie spotkali, by sięgnęli po książkę z jego przygodami?
Pytanie z gatunku tych, które wywołują gęsią
skórkę… No bo jak zachęcić, żeby nie zniechęcić? Ale spróbuję: jest to sążnisty
zbiór opowiadań, po części fantastycznych, po części historycznych, przy
których można się i pośmiać, i pobać, i poekscytować, i pograć z własną
pamięcią do cytatów i scen ze znanych książek czy filmów… Tyle! Mam nadzieję,
że nikogo nie zraziłem, za to wielu – zaraziłem. [nerwowy śmiech]
Opowiadania nie spotkały się jednak z
powszechnym zachwytem i podziwem.
O ho ho, to by dopiero było – powszechny
zachwyt i podziw! No cóż… Z maksymalnym obiektywizmem, na jaki stać twórcę czy
wręcz stwórcę tych tekstów, mogę powiedzieć, że wokół tych kilku, które ukazały
się w prasie literackiej, było trochę kontrowersji.
Dużo zastrzeżeń było zwłaszcza do
języka.
Czy ja wiem, czy dużo?
Przyjmijmy, że dużo.
Niech ci będzie. Rzeczywiście do dziś zdarza
się, że muszę niektórym nowym czytelnikom wyjaśniać, o co z tym językiem
chodzi. Nie brakuje też jednak ludzi, którym zastosowana gra językowa przypadła
do gustu, a przynajmniej za bardzo nie przeszkadza.
Wyjaśnijmy może w końcu, co w tej grze
językowej czytelnikom się nie spodobało.
Lepiej ja sam wyjaśnię. Otóż opowiadania pisane
są językową mieszanką firmową z obfitym dodatkiem archaizmów, anachronizmów,
neologizmów, slangu, żargonu itd. To nie jest język, jakim typowo pisze się
fantasy. Ale ja nie chciałem napisać typowej fantasy. Zachęcam, żeby
potraktować to jako zaplanowaną i odświeżającą grę z konwencją, a nie błąd
autora czy niechlujstwo redakcji i korekty – a takie nieprzemyślane zarzuty się
pojawiały.
Postaci głównego bohatera zarzucano
też…
A może by tak dla odmiany coś pozytywnego, hm?
[groźny pomruk]
Dobrze. Zbiór jest niezmiernie
erudycyjny, niemal każde opowiadanie rozgrywa się w innym regionie Dalekiego
Wschodu i okolic, nie brakuje opisów lokalnych kultur, cywilizacji, obyczajów,
krajobrazów, fauny, flory… Skąd tak ogromna wiedza i umiejętność atrakcyjnego
jej przekazania?
Tak… [ukontentowane odchrząknięcie] Częściowo
jest to zasługa mojego blisko czteroletniego już pobytu w Chinach, ale
przymierzając się do tekstów rozgrywających się w Kambodży, Japonii czy
Australii potrzebowałem liznąć trochę dodatkowej wiedzy. Chyba niejeden autor w
podobnej sytuacji musiał stawić czoła pokusie wciskania do fabuł każdej
ciekawostki wyszukanej w książkach czy filmach dokumentalnych! Kto zna
„Opisanie świata” Marco Polo, relacje Jamesa Cooka i innych odkrywców nowych
lądów, albo historię cywilizacji Angkoru, znajdzie w „Drapieżcy” wiele nawiązań
do podbojów Czyngis-chana, Epoki Wielkich Odkryć i tak dalej. Koniec końców
myślę jednak, że udało mi się wydestylować z historii to, co najciekawsze, bez epatowania zbędnymi
szczegółami.
Zapewne. Tylko czy czytelnicy to
dostrzegą i docenią?
Nie umieszczałem tych ciekawostek w książce,
żeby pochwalić się wiedzą. Od tego jest ten wywiad! [gromki śmiech] One mają
kreować klimat, dostarczać atrakcyjnych „lokacji” i „settingów”, i myślę, że to
zadanie wypełniają.
Będą kolejne opowiadania o Cairenie?
Miały być. Kto przeczyta zbiór, na pewno
dostrzeże, że między dwoma opowiadaniami, powiedzmy, pirackimi, zionie dziura
chronologiczna. Miał ją wypełnić osobny tom przygód marynistycznych na
fantastycznych odpowiednikach Oceanu Indyjskiego i Pacyfiku. Zaś po wieńczącym
książkę opowiadaniu syberyjskim miał nastąpić tom środkowoazjatycki. Zostało mi
po tym kilkanaście mniej lub bardziej szczegółowych konspektów, których chyba
już nie zrealizuję, bo moment minął. Trochę za długo trwało czekanie na
publikację całego zbioru, rzecz rozeszła się po kościach. Dziś nie myślę nawet
o pisaniu kolejnych przygód Cairena.
Szkoda.
No…
Co masz aktualnie na warsztacie?
Kiedyś bym wyczekiwał tego pytania, ale teraz…
[ciężkie westchnienie] Rozsypały się różne sprawy, po części jest to kwestia
tego, że dziś trudniej publikować niż jeszcze jakiś czas temu. Kiedyś mogłem
napisać opowiadanie z ufnością, że nie będzie większego problemu z
opublikowaniem go w jednym czy drugim piśmie. Teraz rynek się skurczył, a ja
pisać na zapas i do szuflady nie potrafię.
Czyli na warsztacie nic?
Tak zupełnie nic to nie. Już rok czy dwa
przymierzam się do powieści historyczno-surrealistycznej z epoki powstania
styczniowego, która miała być zrazu opowiadaniem do antologii pod redakcją
Sławka Spasiewicza, ale wykipiała poza ramy. Gotowa jest z grubsza jedna
trzecia objętości, a zarazem dwie trzecie fabuły, ale żeby ją dokończyć, muszę
znaleźć język, jakim ją właściwie opowiedzieć. Długo też już szukam wydawcy dla
zbioru opowiadań peerelowskich napisanego wspólnie z Maćkiem Frońskim. Ale
fantastyki w tym niewiele.
To ma być zachęta, czy wprost
przeciwnie?
Dla jednego zachęta, dla drugiego zniechęta.
Wszystkich czytelników nie zadowolę, choćbym się z…
O właśnie, skoro już o zawiedzionych
czytelnikach mowa, to twoja debiutancka powieść z 2009 roku „Biały Tygrys”
miała mieć kontynuację pod tytułem „Czerwony Ptak”. Tymczasem od tamtej pory
cisza.
Bo po planowanym „Czerwonym Ptaku” została
tylko króciutka wzmianka na odwrocie strony tytułowej pierwszego tomu. Książka
była gotowa, ale wydawca stracił serce do publikacji, a ja od tamtej pory
szukam sposobu, żeby rzecz jednak sensownie upublicznić. I chyba wreszcie
ostatnio udało mi się coś wykoncypować. Całość przygód Xiao Longa zmieściłem
otóż w jednym obszernym tomie pt. „Jedwab i porcelana”, który oprócz
„Czerwonego Ptaka” zawiera także podszlifowanego „Białego Tygrysa”. To
zamknięta, samowystarczalna całość, kolejnych tomów nie będzie, bo być nie
musi. Ale najpierw trzeba znaleźć wydawcę, który będzie w stanie puścić taką
cegłę. Czy będzie to wydawca papierowy, czy elektroniczny, tego jeszcze nie
wiem.
Przypomnijmy może, kto zacz ów Xiao
Long…
Lepiej ja sam przypomnę. To bohater moich
opowiadań mocno osadzonych w chińskiej historii i literaturze, z których
narodziła się potem powieść. Rzecz jest po trosze obyczajowa, po trosze
fantastyczna, po trosze też horrorowa, wojenna i miłosna, napisana w stylu
tradycyjnej prozy i poezji chińskiej, coś w rodzaju powieści drogi w scenerii
orientalnej, z dalekowschodnimi zwyczajami, demonami i tak dalej.
Brzmi ciekawie! Pisząc coś takiego
musiałeś zapewne sięgnąć do niezgłębionych pokładów swojej wiedzy na temat dawnych
Chin.
Tak, hm, tak… [zażenowane odchrząknięcie]
Na koniec zapytam, jak w końcu wymawiać
imię Xiao Longa?
[perlisty śmiech] Przez „ś”, przez „ś”…
Dziękuję za miłą rozmowę.
Dziękuję również.
Sumiennie notował Gustaw G. Garuga
link do książki Cairen. Drapieżca
Źródło; RW2010.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz